Podobno mężczyzna z bladym kółkiem wokół serdecznego palca jest niewierny. Według Sary Clark. Z resztą, nie tylko według niej.
Czasami siedzę na ławce po turecku obserwując ludzi i palę papierosa. Tak jak teraz. Czuję, że coś jest nie tak, że czegoś nie ma. Spoglądam na prawą rękę, zapomniałam założyć pierścionka. Właściwie to nigdy go nie zdejmuję, ale ostatnio idąc spać tak mnie natchnęło. Położyłam go koło łózka, na półce, tuż obok wystawy kolorowych lakierów do paznokci, których i tak nie używam. Poruszam powoli palcami tak jak wtedy, gdy cała krew odpływa z mojego ciała, a ja próbuję znów złapać oddech. Zdjęłam go bo pewnie o coś mi się zaczepił albo mnie denerwował, tak po prostu. Teraz jego brak drażni mnie bardziej niż on kiedykolwiek. Z jednej strony wiem, że leży na szafce i kiedy wrócę, wsunę go na palec i zapomnę, że go nie było. Z drugiej, ta pustka wydaje się nie do wypełnienia. Bo go tam już nie ma...
Pierścionek można zgubić, zostawić, wyrzucić. Może też Ci się znudzić, albo spuchną Ci palce, bo wszystko się zmienia i on już nie pasuje. Tylko, że ta pustka jest gorsza niż cokolwiek na świecie. Bo na świecie jest milion pierścionków - z różnymi oczkami, kolorami, czy z brylantami. Akurat ten dostałam od mojej najlepszej chrzestnej pod słońcem. Dokładnie, po prostu zapytałam czemu go nie nosi, a potem założyłam go i już jest mój. Bo zawsze dostaję to, czego chcę i to jest najgorsze. Bo trzeba uważać o czym się marzy bo marzenia się spełniają. I wtedy jest tylko rozczarowanie. Tylko czy ja naprawdę mówię o pierścionku?
Siedzę tak na tej ławce i chciałabym przez chwilę poczuć się bezpiecznie. Z pierścionkiem czy bez, obojętnie, najbezpieczniej. Usnąć w czyichś ramionach tak, żeby niczego już nie brakowało. Żebym wiedziała, że jutro będzie najlepszy dzień na świecie, bo pasuje jak ulał. Popatrzeć przez okno i powiedzieć, że mam wszystko, wszystko, tak jak kiedyś.
Tylko, że jest taka luka, bo palce spuchły niemiłosiernie. Albo schudły po prostu. Albo sam pierścionek zmienił kształt, bo przecież to tylko kawałek złota, nic nie jest wieczne. I już nie pasuje. Czuję go, chociaż go nie ma i nigdy już nie będzie. Właściwie zniszczył się zupełnie, kolor się starł i w ogóle już do mnie, właśnie do mnie! nie pasuje. Chciałabym mieć nowy. Taki śliczny i duży. Żebym mogła go mieć na palcu i jednocześnie biegać w trampkach i czarnej, sportowej bluzie. Żeby pasował do błękitnej sukni na bal, do wyjścia na niedzielny obiad u moich cudownych rodziców i na długą i ciężką imprezę z przyjaciółmi. Żeby był przy mnie, kiedy siedzę na parapecie, palę papierosa, słucham muzyki i patrzę w niebo. A on by słuchał i patrzył, będąc cichutko ze mną. I żebym wiedziała, kiedy się ogarnąć, bo przecież go noszę. Tylko, żeby nie było już tej pustki.
Bo teraz kiedy on już nie pasuje, to ja się boję. Tak bardzo - że go nigdy nie znajdę. Przymierzam i przymierzam i nie wiem. Czasami wypatrzę sobie jakiś śliczny w katalogu i mówię: chcę! Czasami jest trudniej, czasami łatwiej, ale zawsze go mam. Tylko, że nie jestem pewna czy do końca pasuje, czy jest taki jaki chciałam. I coś mi ciągle nie leży. Kształt, grubość, kolor, oczko. Odkładam go do pozytywki z czerwonym, zamszowym denkiem. Przez prawie rozładowaną baterię jej dźwięki już w niczym nie przypominają tej kojącej melodii. A ja dalej szukam i coraz mniej wierzę, że on gdzieś na mnie czeka.
To tylko pierścionek, a ja wariuję zupełnie. Całkiem poważnie, mam dopiero 20 lat chociaż w ogóle tak się nie czuję. Niektórym brakuje obrączki albo ktoś im tę obrączkę zabiera. Przez zimę, długą zimę blade kółeczko znika, ręka jaśnieje, a luka i tak jest nie do przezwyciężenia. Bo taka obrączka była jedyna na świecie, na całe życie, na zawsze.
Może gdzieś jest to złote kółeczko. Ja tylko chciałabym przestać się bać, dostać od Pana Boga gwarancję, że ono gdzieś jest. Nie proszę o taką gwarancję, nie mam tyle odwagi. To nawet trochę niepoważne tak prosić. Tylko, że on był wyjątkowy i tak okropnie się zmienił. I ja się zmieniłam. Teraz już zawsze będzie taka pustka na palcu. Nawet gdy krew odpływa, a ja łapczywie próbuję złapać powietrze. I tak je zmieniam i zmieniam i ciągle to czuję. I odkładam do pozytywki. Wiem, że to złe, że one też cierpią, odrzucane bez powodu, bez wyjaśnienia, choć tak się starają. Przepraszam, nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie moja wina, że nie pasujesz. Albo, że ja nie potrafię się przyzwyczaić.
A nawet jak już będzie to będę się bała, że znowu się przyzwyczaję i wszystko się zmieni. I będzie pustka. Już na zawsze, na wieki, na amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz